Moja mała garażowa firma — Astrography dożyło AD 2021

Adam Jesionkiewicz
15 min readJan 3, 2021
Kto by pomyślał, że kiedyś pokocham drukarki wielkoformatowe. Pierwsze biuro — sierpień 2019.

Żyjemy w czasach, w których wszystko musi być wielkie, błyszczące, przekolorowane. A co, gdybyśmy zadali sobie pytanie, czy da się inaczej? Jest wiele książek, które starają się odpowiedzieć na to pytanie, ale jednocześnie tak niewiele praktycznych przykładów z naszego otoczenia.

[English version of this post]

Dlatego jakiś czas temu sam wyznaczyłem sobie taki cel — spróbować „zrobić to” od drugiej strony. Zbudować firmę z twardymi jak diament fundamentami. Bez hustlingu, bez pchania się do mediów (szczegónie, jeśli nie mam nic do powiedzenia), bez tego całego lifestyle’owego blichtru. Całkowicie niezależną od zewnętrznego kapitału i konieczności ciągłego jego pożyczania w zamian za bezcenne udziały (wolę to słowo od “fundrising”). A jakby się tak jeszcze okazało, że wolniej wcale nie znaczy gorzej? To byłoby dopiero odkrycie?! — coś w stylu “koła”, bo tak w gruncie rzeczy powstawały wszystkie normalne firmy na całym świecie od zarania dziejów.

Jeśli macie dzieci to na pewno nie raz słyszeliście termin: “bezstresowe wychowanie”. To pewnie jedna z najbardziej niezrozumianych i jednocześnie niedocenianych fraz wychowawczych. Bezstresowe wychowanie to przecież mądre i świadome podejście do podmiotowości małego człowieka, uczące go zasad, barier, ograniczeń, ale także samostanowienia, pewności i odpowiedzialności za siebie i otoczenie. Stres to kortyzol, a nadmiar kortyzolu wyłącza to, co ewolucyjnie określa nas homo sapiens — umiejętności kognitywne. Myślę, że podobnie może być z biznesem, który przecież jest jednym wielkim frontem wojennym, gdzie problemy rozwiązuje się w czasie rzeczywistym. Zestresowany, zaganiany prezes, obciążony długami, tysiącami zobowiązań wobec partnerów i wierzycieli, nie będzie w stanie stworzyć wspaniałej przestrzeni życia ani dla siebie, ani dla pracowników, czy partnerów biznesowych. Szczególnie jeśli mówimy o pierwszych etapach inkubacji firmy, kiedy wszystko jest w jego głowie i rękach. To statystycznie musi się źle skończyć i czas zacząć mierzyć nie tylko metryki biznesowe, ale także kondycję i higienę psychiczną founderów (porada dla VC). Z przykrością w tym miejscu muszę stwierdzić, że takie metryki jeszcze się nawet nie upowrzechniły, a przynajmniej ja nic o tym nie wiem.

IoT Rock Star od Intel, Cisco, T-Mobile. Londyn 2015. Z Intel Vice President: Christianem Moralesem oraz moim przyjacielem i mentorem Bartkiem Puckiem (Global Strategy and Operations Manager @ IKEA).

Slow-food, slow-life, slow-sex, slow-business

Ostatnie lata spędziłem na budowie bardzo ambitnej firmy, która w pewnym czasie postrzegana była jako książkowy przykład super-startupu — dobrze dofinansowanej, ze świetną widocznością w międzynarodowych mediach oraz unikatowym produktem o sporym potencjale społecznym. Innowacja jest wspaniała i bardzo ważna, ale w pewnym momencie może się okazać, że:

  1. żyjesz w nieodpowiednim miejscu na świecie (tempo lokalnej dyfuzji innowacji może nie być wystarczające),
  2. czas potrzebny na komercjalizację innowacyjnej technologii, dla której nie ma jeszcze rynku jest znacznie dłużysz i kosztowniejszy, niż ci się pierwotnie wydawało,
  3. pozyskiwanie kolejnych rund finansowania jeśli nie zbudowałeś rock-solid trakcji, a najlepiej rentowności, w tej części świata jest naprawdę bardzo trudne. Niewiele istnieje podmiotów, które są w stanie finansować 10 letnią wizję obarczoną ryzykiem — niezależnie od wartości społecznych projektu.
  4. nie jesteś autorytarnym rekinem zjadającym rozbieżności decyzyjne na śniadanie. Jestem przekonany, że tylko osoby uwielbiające zarządzanie przez dyktaturę mają szansę przebić niemożliwe. W młodych startupach nie ma czasu na wątpliwości i kolegialne decyzje. Kiedy w bardzo wczesnych etapach budowy firmy jesteś otoczony wieloma ludźmi, i każdy z nich ma coś mądrego do powiedzenia, to twoja firma zacznie przypominać jednoosobową tratwę, na którą próbuje się wdrapać 20 innych topielców. Słuchanie każdego doradcy mądrzejszego od siebie jest przereklamowane (na początku drogi). Wizja, skupienie, cele, konsekwencja są ważniejsze, niż 20 wspaniałych porad, czy nowych koncepcji. Zdecydowanie prościej podejmuje się decyzje, kiedy jest się samemu.
  5. A na koniec może być i tak, że nikt do niczego nie będzie potrzebować twojego hiper-innowacyjnego produktu (nie życzę tego najgorszego scenariusza).
Nagroda dla najlepszego startupu technologicznego od PricewaterhouseCoopers, Newsweek i Ministerstwa Gospodarki (wicepremier Janusz Piechociński). Uważaj — nagrody i przyciąganie uwagi polityków dają fajne zdjęcia na twoją ścianę, ale są zbyt rozpraszające dla młodej firmy.

Czując podświadomie, że tego typu paradygmaty, które mogłem obserwować dookoła w całej branży, to nie jest moja bajka, zrobiłem sobie bardzo głęboki rachunek sumienia. Dzięki eksternalizacji (wyrzucaniu wszystkiego na papier), godzinom dyskusji z przyjaciółmi, byłem w stanie nie tylko zidentyfikować „co działa/co nie działa”, ale przede wszystkim odnaleźć siebie. Mam świadomość, że brzmi to kołczersko-banalnie. Mimo to, warto racjonalnie określić swoje oczekiwania wobec życia i spróbować ustawić je według własnych potrzeb, a przecież one mogą być bardzo różne. A to właśnie wymaga trzech rzeczy: analizy > planu > działania (polecam The Bullet Journal Method i nie zrażaj się tym, że keyword został przejęty przez nastolatki rysujące kwiatuszki w swoich notatnikach). Mała uwaga: pewnie zauważyłeś w tym miejscu nieścisłość: 2 paragrafy wyżej pisałem, żeby nie słuchać mądrych ludzi — to nie do końca prawda, tzn. na etapie planowania tzw. szeroka mądrość jest ważna, ale potem, kiedy realizujesz jakiś konkretny etap/cel, ostre decyzje, skupienie i konsekwencja działania są absolutnie kluczowe.

Mając to wszystko na uwadze wyszło mi, że muszę całkowicie przeformatować życie. Okazało się, że 90% rzeczy, które robię i którymi się otaczam, są mi całkowicie zbędne, a na pewno totalnie niekompatybilne z moim mindsetem i potrzebami. To bardzo przykre, kiedy uświadamiasz sobie, jak wiele czasu ze swojego życia straciłeś na robienie rzeczy, których nie chciałbyś robić i które nie przynoszą nikomu żadnych wartości. To niestety zupełnie powszechne. Wszyscy wpadamy w ten kanon współczesnego „prawidłowego” życia. Obawiam się, że nierzadko wpływ czynników zewnętrznych jest większy, niż naszego wewnętrznego rozsądku.

Najchętniej w ogóle nie chciałbym prowadzić żadnej firmy i zarabiać pieniędzy. Wygląda na to, że ja po prostu tego nie lubię. Niestety ani moje otoczenie, ani osobista sytuacja finansowa nie pozwalają mi założyć fundacji (jak np. Bill Gates ze swoją żoną). Pozostaje więc kolejny raz „pobrudzić sobie ręce”, choć tym razem zasadniczo inaczej. I z taką decyzją we wrześniu 2019 roku rzuciłem się do realizacji planu.

Wstydliwa preinkubacja

Plan był absurdalnie prosty: wśród projektów, które posiadałem, zidentyfikować ten, który ma potencjał na automatyzację, skalowanie, ale przede wszystkim pozwoli zbudować produkt łopatologicznie prosty, który nie wymagałby 20 stron prezentacji żeby komuś wytłumaczyć, do czego służy i jak działa. No i oczywiście musiał korzystać z moich budowanych przez ostatnie 25 lat kompetencji zawodowych. Był jeszcze jeden kluczowy warunek: musi dać się utrzymać z własnej działalności operacyjnej. Nie chciałbym już więcej niedosypiać „bo komuś coś wiszę i nie mam 100% pewności, czy na to zarobię” (bank, VC, czy inny FF&F). W ogóle zauważyłem, że ważnym elementem mojego poczucia szczęścia jest minimalizacja zobowiązań. Swoją drogą: ten warunek całkowicie wykluczył usługi, gdzie zawsze i wszędzie coś jesteśmy komuś zobowiązani. Przypomnę w tym miejscu, że przez większość mojego zawodowego życia zajmowałem się projektowaniem graficznym, usługami reklamowymi itp. Kocham i jednocześnie nienawidzę.

Tak narodziło się Astrography. Modnie jest ostatnio mówić, że nasz projekt jest dziełem przypadku — tym razem jednak, tak się nie stało. To przemyślany i skonsultowany piwot do granic możliwości. W końcu ten projekt wcześniej pod postacią różnych inicjatyw kręcił się od 2003 roku — całkowicie niekomercyjnie, bez cienia pomysłu, że mogłoby to być coś, co utrzyma przy życiu moją rodzinę i kilka innych osób.

Dzisiaj firma jest „styranizowana” przez mnie, sam przed sobą odpowiadam za wszystkie decyzje. Nie muszę już się zastanawiać, czy podejmując decyzję „A”, nie urażę mojego partnera, albo czy nie wyjdę na dyktatora, co w wielu spółkach nierzadko prowadzi do opóźnienia decyzji, albo co gorsza, do ich niepodejmowania. To mój świat, moje błędy — odpowiedzialność za nie biorę na siebie. Dla jasności — w zespole rozmawiamy, uczymy się od siebie, doradzamy sobie, ale muszę czuć, że ostateczna decyzja jest moja (nawet, jeśli mam wątpliwości, bo one towarzyszą każdej decyzji). Inni też muszą to czuć i nie mieć z tym najmniejszego problemu. Warunek zaufania jest z gatunku sine qua non.

Artur Kurasińki i THM @ Astrography. Luty 2020.

W początkach Astrography dołączył do tej familijnej inicjatywy (ja + żona) Artur Kurasiński. Wyobraźcie sobie, że nie miał z tym modelem zarządzania żadnego problemu. Sądzę, że nawet mu się to podoba. Przez tyle lat widział i słyszał tak dużo, że pewnie sam już wie, że nie da się inaczej. Z przedsiębiorcami jest trochę jak z koniam wyścigowymi. Możesz go wychuchać, wypieścić, dobrze nakarmić, ale jak zacznie biec, wiele już nie zrobisz, a każda próba wpływania na jockeya skończy się fatalnie.

Astrography w “garażu”. Lipiec 2019.

Narodziny

Firma wystartowała w żałośnie skromnym otoczeniu — nawet nie w garażu, co dzisiaj brzmiałoby dumnie. Wiedzieliśmy, że każdy kolejny krok w jej rozwoju zostanie wykonany dopiero po spełnieniu poprzednich celów. No cóż, jak nie masz kasy i chcesz coś kupić, to musisz na to zarobić. Proste. Prawda?

Nasz salon, gdzie stanęła pierwsza wielkoformatowa drukarka, przez kilka kolejnych miesięcy uległ całkowitej degeneracji użytkowej. Pewnego dnia nasza córka zapytała: — czy u nas w domu będzie jeszcze kiedyś normalnie? Tak się dobrze złożyło, że tuż po tym incydencie ilość zamówień osiągnęła krytyczną wartość, więc trzeba było pilnie przenieść się do pierwszej oficjalnej siedziby. Nadal bardzo skromnej (koszt ~60m2 dobrze wpisywał się w Excelu). Problem kryzysu mieszkaniowego Jesionkiewiczów został rozwiązany.

Nowe studio Astrography. 2020.

Założyliśmy strategicznie, że na pełnym etacie w firmie będziemy pracować tylko my sami (ja + Dorota). To pozwoliło nam osiągnąć kilka ważnych celów:

  • poznać realne potrzeby naszych klientów,
  • dopracować produkt („wystarczająco dobry” żeby mógł się globalnie sprzedawać, ale na razie ani grama lepszy — na tym etapie nie chcemy przekombinować)
  • nauczyć się specyfiki tego biznesu i dopasować strategię i Excela do rzeczywistości (logistyka, pakowanie, niuanse globalnej logistyki, cła podatki, itp.),
  • bardzo szybko móc się z niego utrzymywać, a to oznacza możliwość pełnego skupienia,
  • generować sporo wolnej gotówki, z której moglibyśmy zbudować park maszynowy, a może nawet jakiś budżet marketingowy,
  • odkleić się od paradygmatu sprzedaży, którego roboczo nazwę “influencerskim” (personal branding w social media), czyli zachowywania się jak — pardon my french — gówniany akwizytor krążący od drzwi do drzwi. Jedną z ex. firm tak zbudowałem i nawet ją sprzedałem, ale na pewno to nie jest coś, co chciałbym w życiu robić. Uzależnienie sprzedaży od twarzy foundera w social media to najgorsze, co możesz sobie zrobić (i rodzinie).
  • BARDZO WAŻNE! — spać spokojnie, szczególnie, że czasy miały nadjeść bardzo niespokojne. Brak długów, zobowiązań finansowych, pracowników, daje ogromne poczucie wolności i niezależności. Nawet jeżeli sprzedaż miałaby mocno się zmniejszyć, to w żaden sposób nie byłoby to dla nas trudne finansowo.

Pierwszego pełnoetatowego pracownika zatrudniliśmy dopiero w czerwcu 2019. Kolejnego w październiku. Przybyło sprzętu i zamówień. Znowu jesteśmy dramatycznie przeładowni i dzisiaj pytanie: „czy kiedyś będzie normalnie” mogą zadać pracownicy. W tej chwili rozpracowujemy decyzję o migracji. Czy hale przemysłowe, czy przestrzenie typowo biurowe. Czy już kupować (kredyt?), czy wynajmować… A może otwierać małe lokalne studia produkcyjne (USA/Kanada, EU, Azja/Australia)? A może zrobić to inaczej niż wszyscy i samemu nie rosnąć (franczyza)? Jeszcze tego nie wiem, ale w najbliższych miesiącach decyzję będę musiał podjąć.

Apogeum — potrzebujemy nowej przestrzeni. Listopad 2020.

Pewne jest jedno, nie chcę budować kolejnego „lekkiego” startupu, który kreuje tylko cyfrowe platformy „pośrednictwa” i nic sam nie wytwarza (albo wręcz sam tworzy problemy, które później widowiskowo rozwiązuje). Brutalnie nazywam to zjawisko strategią „na pasożyta”, czyli „podepnijmy się z lekką platformą do kogoś innego, kto te wartości realnie wytwarza”. Tak przecież w gruncie rzeczy działa wiele udanych startupów. Uber nie posiada ani samochodów, ani kierowców. Airbnb nie ma nieruchomości… To brzmi sexy i zapewne podnieca wielu twórców startupów (zwanych innowacyjnymi) — jak to cudownie nie mieć nic, a mieć tak dużo. Starzy ludzie mojego pokroju wierzą w starą ekonomię, gdzie żeby coś sprzedać, trzeba to najpierw wyprodukować (dobra cyfrowe także podlegają tej zasadzie). Być może marudzę także dlatego, bo moje pokolenie nie chce mieć za konkurenta każdego bystrego małolata z laptopem i darmowym programem na kolanach. Fair enough?

Dlatego Astrography w swoich trzewiach zawsze będzie firmą „ciężką”. Co tylko się da chcemy produkować in-house — nawet opakowania (zasada zero outsourcingu, full kontrola wszystkich istotnych zasobów biznesu). W tym miejscu jest mi bliżej do chińskiej kultury biznesu, niż tej z Doliny Krzemowej (chiński Uber posiada nawet warsztaty, żeby serwisować swoje samochody). Być może to bardzo „old-schoolowe” podejście, ale co zrobić… taki jestem. Zgodność firmy ze mną jest ważniejsza, niż jej szybszy wzrost.

Noworoczne podsumowanie

Kilka dni temu jeden z kolegów przypomniał mi moje noworoczne „orędzie” z 2017 roku, które jakimś dziwnym trafem wymazałem z pamięci. Tak to bywa, kiedy przecenia się swój mózg i nie używa żadnych augmentacji. Wpis powstał jeszcze przed epoką BuJo (The Bullet Journal Method — kolejny raz polecam). Całe szczęście Facebook poprawił swój system wyszukiwania archiwalnych informacji, więc mogłem go odszukać i przeżyć bardzo ciekawe doświadczenie. Wygląda na to, że wiele z tego, o czym czytamy w książkach (pt. „Jak masz żyć”) może mieć jednak sens. Nie tylko warto roztaczać plany na przyszłość, ale trzeba je zapisywać (patrz BuJo).

No dobra, ale co takiego napisałem kończąc 2017 rok? Post jest tutaj: https://www.facebook.com/adam.jesionkiewicz/posts/1856386811056868

Pozwólcie, że wytłuszczę z niego kilka cytatów i się do nich odniosę z perspektywy czasu.

  1. Ten rok był słaby, bo nadal musiałem pracować”. Wiele osób życzy nam na urodziny, czy inne okazje, powodzenia w pracy, dużo pracy, znalezienia pracy, tak jakby praca była kluczowym imperatywem naszych żyć. Zbliżając się do 50-tki mam głębokie wątpliwości, czy prawidłowo kierujemy swoim życiem. Nie ma tu miejsca na szerokie rozważania, ale zachęcam do zastanowienia się, czy szeroko propagowany styl życia (modny sukces) jest najodpowiedniejszą ścieżką. W moim przypadku pojawiła się drapiąca korę mózgową myśl: czas jest niesprzedawalnym , nieodzyskiwanym assetem. Niby banał — truizm — prawda? Tia… jasne. Niesamowite jest to, jak wiele z niego tracimy całkowicie bezsensownie (nawet zarabiając na tym krocie). Ile wart jest twój rok życia? A może to będzie ostatni rok? Jaką wtedy zaproponujesz wycenę? Piję tu ogólnie do świata usług, którego szczerze po ponad 20 latach nie lubię. Jakbym był wierzący, to dzisiaj modliłbym się o to, żeby nigdy nie móc się już więcej zajmować usługami. Nie to, żebym uważał, że robienie czegoś dla innych jest złe. Jeżeli miałbym jednak już coś dla kogoś robić, to zdecydowanie chciałbym być w pozycji służebnej, a nie komercyjnie zależnej. Mam nadzieję, że dostrzegacie tą subtelność. Usługi to wieczne zobowiązanie, a ciągłe realizowanie cudzych oczekiwań równa się potężnemu stresowi i braku poczucia szczęścia.

    Astrography to w pewnym sensie próba zbudowania manifestu przeciwko typowej pracy, czy robieniu biznesu. Być może pierwszy raz w życiu jestem w stanie powiedzieć, że poprzedni rok był dobry, bo wreszcie nie musiałem pracować. Jak to możliwe — zapytacie, bo przecież z paragrafów wyżej wynika, że pracy było wiele — no tak, ale bycie zajętym nie oznacza tego samego. Różnica leży w celowości działań i ich zgodności z twoim DNA. Robić coś, na co ma się ochotę; a robić to z musu, to jednak zasadnicza różnica.
  2. „ZERO OPPORTUNITIES”. Nigdy nie sądziłem, że to cholerstwo jest tak niebezpieczne. Z jakiegoś trudnego do zidentyfikowania powodu zawsze uważałem, że łapanie okazji jest najważniejszym sposobem na budowanie biznesu. A tu się nagle okazuje, że to największy przeszkadzacz jaki może leżeć na drodze do realizacji naszych celów. Aktualnie, na mojej liście ryzyk, słowo „opportunity” leży bardzo blisko wierzchołka. Zrobiłem sobie pewien szablon do testowania super-okazji-losu. Testuję na nim każdy pomysł i jeżeli się w niego wpisuje (a pierwszy kwantyfikator dotyczy w ogóle kontekstu kosmosu) to wtedy trafia na listę tematów do dalszej analizy. Jeżeli nie — czerwone światło — NO GO! To oczywiście oznacza bycie asertywnym dla wielu wspaniałych ludzi, którzy z tymi pomysłami do ciebie przychodzą, czasami nawet przyjaciół. Dla jasności: te pomysły bywają naprawdę świetne, ale dla mnie i Astrography mogą być zabójcze. Raz, że na pewno mnie zdekoncentrują biznesowo, a dwa, nie nastąpi najważniejsze zjawisko, którego poszukuję w każdym projekcie — tzw. compounding. Po prostu każde działanie musi w jakiś sposób dokładać się do stosu wartości Astrography i przez to wielowymiarowo lewarować. Takie proste, a tak trudne.
  3. „Ciekawe, gdzie mnie zaprowadzą wdrażane nawyki, ale czuję wyjątkowe podniecenie na nadchodzące nowe slow-life”. I już wszystko jasne — zaprowadziło mnie do najpiękniejszego i najszczęśliwszego etapu w życiu. Slow-life wymaga jeszcze jednego poświęcenia — rezygnacji z telefonu (w sensie rozmów). To bardzo trudne, ale jednocześnie niezwykle potrzebne, żeby chociaż jako-tako panować nad swoim życiem. Być może przez sam fakt, że już ludzie raczej do mnie nie dzwonią (a było takich interakcji bardzo dużo) czuję się tak wspaniale? Kto wie… To pewnie temat na inną rozprawę. Pomyśl, czy możesz przejść na inne, asynchroniczne metody komunikacji. Z góry przepraszam, jeżeli nie odebrałem twojego telefonu…
  4. „Odzyskany czas przeznaczę na czytanie książek (w tym roku było ich pewnie z 50, do 4 tygodniowo w szczycie), medytację, rozwijanie warsztatu projektowo-ilustracyjnego, astrofotografię (chcę ją wreszcie skomercjalizować, bo pojawiły się takie opcje), oraz napisanie wymarzonej książki (!)”. Z książkami wypada uważać. Są świetne, ale jak z każdym innym nawykiem, najlepiej mieć go pod kontrolą. Nadal bardzo dużo czytam, ale jednocześnie znacznie bardziej świadomie dobieram pozycje. Wiem, że muszę nakarmić kilka wewnętrznych potworów: wiedza, dusza, romantyzm i inspiracja. Nie jestem natomiast przekonany do trendu popularyzacji medytacji. Patrząc tu i ówdzie odnoszę wrażenie, że ta piękna aktywność stała się kolejnym symbolem statusu społecznego, cynicznie podsycanym przez bardzo efektywne (i efektowne) biznesy z Doliny Krzemowej (wszelkiej maści appki, eventy, celebryci i influencerzy, itp.). Ja wiem, że wspaniały jacht i góry Bora Bora w tle mogą pomagać w medytacji, ale jednak w pryncypiach spokoju duchowego chodzi o coś zgoła odmiennego. Nie to, żebym piętnował. Dobrze mieć jednak świadomość, czym się różni McDonald’s od dobrego jedzenia.

    Książki ciągle nie napisałem, ale za to dotrzymałem słowa i skomercjalizowałem swoją astrofotografię. Coś za coś… W zasadzie cały ten wpis z 2017 roku mówi bardzo wiele o tym, co się później w moim życiu wydarzyło i co dzieje się nadal. Na pewno wraz z tzw. doświadczeniem życiowym człowiek jest w stanie dużo lepiej przewidywać swoje losy, a być może dzięki wiedzy da się nawet trochę to życie ukierunkować.

Pokaż mi swojego PIT’a, a powiem ci wszystko o twoim biznesie

Na zakończenie zrobię coś, czego raczej w naszej kulturze biznesowej się nie robi (przy młodych startupach). Opublikuję nasz Deck, który używam w roli wizytówki wręczanej potencjalnym partnerom opisującej, kim jesteśmy, co robimy, gdzie na osi rozwoju aktualnie jesteśmy. Znajdziecie tam także slajd z cyferkami i wykresami pokazującymi, jak biznesowo performujemy. Bycie transparentnym, z jednej strony jest bardzo ryzykowne, ale z drugiej może być dobre na wielu poziomach. Nie wszystko co się świeci to złoto. Nie każdy temat się udaje i nie każda firma, którą widać w mediach jest tym, co chciałbyś posiadać. Do tego, same oczekiwania i interpretacje cyfr mogą być bardzo różne. Dlatego chcę, żeby każdy dokładnie wiedział, kim jesteśmy i jaką skalę prezentujemy (nie jesteśmy korporacją, jak niektórzy za granicą czasami myślą widząc nasze kampanie reklamowe).

Kliknij na poniższy link, aby otworzyć PDF z Astrography Pitch Deck:
https://www.dropbox.com/s/xnrw9sshel8u8i6/Astrography2021-deck.pdf?dl=0

Slajd z powyższej prezentacji.

Nam te wyniki zapewniają spokojną teraźniejszość; szansę na realizację kolejnych marzeń; dalszy bardzo powolny wzrost (w nomenklaturze startupowej jesteśmy ociężałym żółwiem nie wykorzystującym okazji); nieustanne poprawianie produktów i wprowadzanie nowych; zatrudnienie kolejnych „świrów” kochających kosmos; oraz — najważniejsze: świetną zabawę (wiem, że nie mówię tu tylko za siebie). Ale oczywiście, to jest ciągle poziom nano-mikro-firmy. Wiemy gdzie się znajdujemy na mapie i z pokorą spoglądamy na mistrzów.

Mam poczucie, że Astrography dopiero startuje. Zbieramy owoce leżące na ziemi, za chwilę trzeba będzie chwycić te nisko wiszące. A potem uzbroić się w drabinę i narzędzia, żeby sięgnąć wyżej.

Teraz mam prawdziwe dane — zebrane od klientów głosujących swoimi pieniędzmi — wiem, co działa, a co nie. Mamy model biznesowy, który działa i pozwala nie tylko przeżyć, ale także inwestować. Nie mamy kredytów (wyczyściliśmy także te prywatne — polecam, ważne!), nie mamy leasingów (Taycan będzie pierwszy ;)), nie mamy inwestorów zewnętrznych. Nikomu nic nie wisimy, nikogo nie zawiedziemy — nawet jak to wszystko kiedyś szlag trafi, a życie przecież uczy, że nic nie jest wieczne - w kosmosie istnieje milion dziur, które w każdej chwili mogą nas pochłonąć. Wbrew tej świadomości poziom mojego optymizmu naprzeciw nadchodzącej przyszłości jest bardzo wysoki. Wszystkie markery, którymi mierzę tę firmę, są na bardzo zdrowym poziomie i do tego w pozytywnym trendzie.

O ile mi wiadomo, Astrography jest jedyną taką kosmiczną firmą na świecie. A czy w ciągu 20 lat zrobimy z tego „Disneya kosmosu” to się jeszcze okaże. Póki co, czas wyjść z etapu MVP. I tym się teraz będziemy głównie zajmować. Trzymajcie kciuki i oszczędzajcie dolary na IPO ;).

Nowa zabawka od EPSON’a — SC P9500, 12 kolorów. Super szeroki gamut kolorystyczny.

I jeszcze PS. W najbliższym czasie planuję obejrzeć swój wywiad w The Mac Show. Nie to żebym był zwolennikiem ponownego oglądania swojego pyska, raczej chciałbym przypomnieć sobie swoje nastawienie do planowanej onegdaj przyszłości (gdzie miałem rację, a gdzie się przeliczyłem). W tym czasie zapadały kluczowe decyzje (np. o sprzedaży firm i projektów). Takie trochę “back to future”. Myślę, że ten podcast może stanowić dobre uzupełnienie do powyższego wpisu. Astrography.com

PS. 2. A tak to wygląda z drugiej strony. Głos w dyskusji zabrał Michał Ostaszewski, który w moim powyższym wpisie widnieje w kilku miejscach: jako pierwszy artysta (wcześniej Astrography sprzedawało tylko moje zdjęcia) oraz pierwszy pełnoetatowy pracownik #1. Trudno nie być dumny z takiej oceny kogoś, kto przejął od ciebie masę obowiązków i swoją karierę życiową wiąże z Astrography.

https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=3883577175008538&id=100000688825633

Linki:

--

--

Adam Jesionkiewicz

CEO @ Astrography.com & Ifinity (award-winning startup), Advisory Board @ Startup Foundation Poland, NewEurope100 Challenger (by Google, FT, RP).